Autor : Danielski 9 grudnia 2012

Znowu o przyjaźni, aż do znudzenia. Jednak jest to temat ostatnio często poruszany w moim otoczeniu. I nie tylko ja inicjuję dyskusję z tym związaną. Pamiętacie mój poprzedni wpis o teorii wojny między kobietami, gdy ich "przyjaźń" się skończy? Wczoraj rozmawiałem z kimś na ten temat i przypomniał mi się pewien wątek z tym związany. Bycie osobą trzecią, neutralną. Już tłumaczę o co mi chodzi.


Wytłumaczę to na przykładzie. 
W szkole średniej było co najmniej dziwnie. Nas, chłopaków, było czterech i dwadzieścia kilka dziewczyn. Z czasem można je było podzielić na dwie grupy plus jeden. Przez lata były pary przyjaciółek, dziewczyn, które znały się z tego samego miasta, osiedla, z gimnazjum etc. Nagle nastąpił krach. I tak:

Grupą "plus jeden" były pokemony (5-6 dziewczyn), a więc dziewczyny raczej bezpłciowe, mało urodziwe, mało towarzyskie ale o nich mówił nie będę. Pokemony raczej nie były lubiane (bo nie...) przez resztę dziewczyn i to one wymyśliły ten "pseudonim". Nam, chłopakom nigdy nie wadziły, nie przeszkadzały, po prostu były - czasem wstawialiśmy się w ich obronie kiedy były źle traktowane przez inne dziewczyny. Najczęściej siedziały w pierwszych ławkach pod ścianą, lub w środkowym rzędzie, na początku (gdy klasa była mała) - istotna informacja.

My, a więc chłopaki - nas było czterech. Zawsze trzymaliśmy się razem, siedzieliśmy zazwyczaj w środkowym rzędzie, trochę osamotnieni na samym końcu - byliśmy taką Linią Maginota dwóch zwaśnionych stron. 

Między pozostałymi dziewczynami następowały czasowe rotacje, coś jak transfery w piłce nożnej. Ciągłe przetasowania, nowe waśnie, "przyjaźnie". Na początku szkoły do szkoły średniej przyszło 5 par przyjaciółek. Do dziś przetrwała tylko jedna. Jak łatwo się domyśleć - cztery pozostałe, rozbite, należały do różnych stron tego pojedynku.

Pod oknem była jedna grupa (nazwijmy je A), pod ścianą (poza pokemonami) była druga grupa (nazwijmy B). I szczerze się nawzajem nienawidziły, mimo, że w drugiej grupie jest dawna, wieloletnia "przyjaciółka". I teraz przechodząc do sedna sprawy.
My, osoby neutralne - nie mieliśmy powodów by którejś ze stron nie lubić. Więc przebywaliśmy i rozmawialiśmy z obiema grupami, słuchając jak poszczególne dziewczyny najeżdżają na swoją ex. I będąc z grupą A słuchaliśmy co to dziewczyny z B nie są i odwrotnie. Jakby tego było mało - ZARZUCANO nam jak możemy rozmawiać z tą drugą grupą! Zarówno jedne jak i drugie!

Jeżeli znam dwie dobrze dogadujące się kobiety, tzw. przyjaciółki i dobrze z nimi żyję to lubię je obie. Jednak jeśli kiedy dochodzi między nimi do rozłamu to czemu ja mam wybierać? Nadal lubię obie, mimo, że nie są "razem". I wkurwia mnie, że jedna się na mnie złości, denerwuje, bo z drugą byłem na piwie i odwrotnie.
Czym jest to powodowane? Tego nie mam pojęcia. Często zdarza się tak, że po rozłamie przyjaźni kobiety każą osobom neutralnym wybierać kogo mają "lubić". A jeżeli lubię was obie? To jest wasza walka, ja się w to nie wtrącam, ale skoro lubię was obie to nie mam zamiaru decydować kogo bardziej. 
A drugą stroną takiego medalu jest to, że obie na siebie najeżdżają aż uszy schną i słuchać się tego nie chce.

I jak tu zaufać kobiecie?



{ 1 komentarze... read them below or add one }

  1. Kogo lubić bardziej... Pamiętam z podstawówki jeszcze jak miałam problem pasujący do tematu, jednak zgoła inny: trzymałam się z chłopakami. Uważałam ich za normalniejszych, lepiej mi się z nimi gadało, lubiłam grać w nogę... wiec dla dziewczyn byłam dziwakiem, ponieważ nie ogarniałam ciągłego fochania się, rzeczy typu "dam ci lalkę to będziesz moją przyjaciółką", obgadywania itp. Wolałam proste, "faceckie" zachowania. ;) Z tego powodu w pewnym momencie, tak jak wy, miałam swój własny "obóz", z tym ze.... jednoosobowy. Bo z jednej strony dziewczyny mnie nie akceptowały, a z drugiej strony dla chłopaków nie byłam ni to kolegą, ni to dziewczyną... Dodam, ze nie byłam chłopczycą, ubierałam się normalnie, jak to dziewczynka, tylko reszta dziewczyn wydawała się taka głupiutka... Do dziś pamiętam jedną sytuacje z tym związaną, kiedy pan na w-fie rozdzielił nas na dwie drużyny, damską i męską. Grając przeciw sobie strasznie się wszyscy pożarliśmy, po zajęciach szybko się przebrałam (jak można było 10 minut zmieniać bluzkę, spodnie i skarpetki? o.O) i w sumie od razu jak weszłam chłopcy już tam byli, i od słowa do słowa się pogodziliśmy. po chwili przyszła reszta dziewczyn, podeszła do mnie "liderka" i tekst: "tylko nie gadaj teraz z chłopakami, są okropni, poczekajmy aż sami nas przeproszą." Jej mina po moim stwierdzeniu że ja już się z nimi pogodziłam- bezcenna ;)

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz!

- Copyright © Czasem widziane -Metrominimalist- Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -