- Powrót do głównej »
- Lifestyle , O kobietach »
- Dziewczyna z pociągu
Autor : Danielski
27 lutego 2013
Spiąłem się w sobie i powiedziałem dzisiejszej bohaterce o swoim blogu. Jak również zapytałem czy nie miałaby za złe, gdybym opisał historię naszego poznania się. Ku memu zdziwieniu dość ochoczo się zgodziła. Co najmniej raz o niej wspomniałem - tutaj. Choć na starym blogu częściej się pojawiała. Co ma ta historia dać? Pokazać, że nic nie stoi kobietom na przeszkodzie by być kreatywnym i wychodzić z inicjatywą poznania się. No i historia, która prawie nadaje się do ekranizacji.
Był kwiecień ubiegłego roku, zbliżała się długaśna majówka. Więc jak każdy chciałem pojechać do domu. Normalnie bym jechał w piątek, ale ktoś mnie akurat wyciągnął na imprezę, więc postanowiłem jechać w sobotę.
Na imprezie wypiłem tyle wódki, że końca jej nie pamiętam. Nie raz byłem pijany, ale takiego kaca chyba nigdy nie miałem. Nigdy wcześniej, ani później tak długo i mocno nie bolała mnie głowa. Ale trzeba się zbierać do domu. Kasy mi zostało na jeden jedyny Interregio tego dnia, który jest tańszy niż TLK. Jakoś po 15tej.
Ból głowy nie dawał mi spokoju. Ale próbowałem w miarę normalnie wyglądać. Siedząc na peronie dowiedziałem się, że pociąg ma godzinne opóźnienie. No cóż, wyciągnąłem książkę i postanowiłem czytać (punkt nr 5).
Po czasie gdy poczułem, że głowa mi opada, postanowiłem przejść się po peronie, rozruszać kości by nie spać. Pogoda była piękna, słońce świeciło, gorąco, lekki wiaterek dla ochłody. Idealnie. Książkę zostawiłem na ławce, wstałem, a tu nagle, na 10 sekund zawiał wicher, który zrzucił książkę, wyrwał z 15 kartek, które pofrunęły na tory, cały peron i wszędzie dookoła. Ja załamka, ludzie nieśmiało się śmieją i wtedy pierwszy raz zobaczyłem JĄ. A raczej bardziej moją uwagę przykuły jej czerwone trampki. Siedziała jakieś 10 metrów dalej i nie śmiała się nieśmiało. Ona wręcz głośno się chichrała z mojej tragedii.
No nic, przyjechał pociąg, wsiadam i postanowiłem, że szukam przedziału gdzie będzie mało ludzi. Znalazłem - młoda dziewczyna i starsza pani. Dopiero po trampkach zorientowałem się, że to ona. Wtedy też miałem okazję z bliska skonfrontować jej urodę. Nietuzinkowa, trzeba przyznać.
Ona wyciągnęła notatki (wtf, notatki czytać jadąc na majówkę?) i włożyła słuchawki na uszy, ja książkę (której ostatecznie nie czytałem, bo nie było sensu), a starsza pani czytała jakiegoś Goethego czy inne. Okno mieliśmy zamknięte, więc było duszno. A mi, na kacu jeszcze bardziej. Pytam:
- Będzie paniom przeszkadzało gdy otworzę okno?
Na co zdążyła tylko odpowiedzieć starsza pani:
- Mi jest dobrze, jak się panu coś nie podoba to niech idzie pan gdzie indziej.
Trochę się zszokowałem, zerknąłem tylko na tą dziewczynę, która tylko się uśmiechnęła pod nosem. No cóż, postanowiłem wyjść na korytarz.
Na korytarzu otworzyłem okno, wystawiłem łepetynę i cieszyłem się wiosennym powiewem na mojej twarzy i w moich włosach. Odwróciwszy się w stronę przedziału zauważyłem, że nie domknąłem drzwiczek, na co starsza pani:
- Drzwi się zamyka bo wieje - i trzask drzwiami.
- Drzwi się zamyka bo wieje - i trzask drzwiami.
Zauważyłem też, że dziewczyna chowa notatki, zdejmuje słuchawki i szykuje się do wyjścia. Trochę spanikowany stanąłem bokiem do okna, starając skupić swoją trzeźwość w głowie. Dziewczyna wyszła z przedziału i do mnie z tekstem:
- Zamkniemy by pani nie wiało. Można?
Dałem jej dostęp do okna i przez chwilę milczałem. "Wtf, co jest grane?! Co mam zrobić? Łeb mnie boli!" i rozpocząłem dyskusję. Ja jechałem na Śląsk, ona do Krakowa. 2 godziny staliśmy przy tym oknie i żywo dyskutowaliśmy. Ba, nawet na obiad mnie zaprosiła (którego do dziś mi nie zrobiła ;)). Miała pewien magnes w sobie, który przyciągał.
Ale zbliżała się stacja, na której miałem wysiadać. Pozbierałem swoje rzeczy i pytam:
- Skoro ty też studiujesz w Opolu to może dasz mi swój numer i umówimy się kiedyś na kawę, herbatę, piwo, cokolwiek?
Co odpowiedziała?
- Nie.
Po prostu. Nie. Tak o. Nie!! W tym momencie mnie zamurowała! Myślę, że na mojej twarzy pojawiła się definicja konsternacji. Po dobrej minucie milczenia w końcu się odezwała:
- Za tydzień, po majówce, w poniedziałek będę jechała z XXX do Opola. Chcesz to sprawdź sobie pociągi na necie i czekaj na mnie na dworcu w Opo.
Pociąg już zwalnia na stacji. Szybka rozkmina:
- Ale to pewnie wiele jest bezpośrednich pociągów, którym będziesz jechała?
- Są tylko dwa, będę jechała tym drugim.
Powiedziałem, że będę. Przyjeżdżając do domu pierwsze co zrobiłem (zazwyczaj byłby to obiad domowy) to szybko net i sprawdzanie pociągów. Potem ją szukałem na fejsie. Ale było trudno znając tylko imię i kierunek studiów. Bo oczywiście zapomniałem jakie było jej rodzinne miasto. Po kilku dniach mi się udało i napisałem jej tylko by mnie wyczekiwała.
Okazało się, że jej pociąg jedzie przez Katowice. "Nie ma bata. Jadę nim i choćbym miał przejść cały pociąg wzdłuż i wszerz to znajdę ją". Okazał się to pociąg bez przedziałów, w którym były tłumy niczym na wyprzedaży w Media Markt. Spuściłem głowę na dół i podchodzę do pierwszych lepszych drzwi.
Wchodzę - a tam ona stoi! Szok numer 2!! Ona nie w mniejszym. Wskazała mi gdzie siedzi i powiedziała, że zaraz przyjdzie jak tylko zadzwoni. Znowu całą drogę spędziliśmy na rozmowie, wygłupach, żartach.
W Opolu podprowadziłem ją pod przystanek i pytam:
- To może teraz zasłużyłem na twój numer telefonu?
Ona dalej twardo:
- Nie!
- To co mam zrobić by dostać twój numer?! - już lekko załamany zapytałem.
- Jutro na kampusie uniwerka są jakieś koncerty, grillowanie. Ja będę. Przyjdź i mnie szukaj.
W akademiku historię opowiedziałem chyba wszystkim. Aż każdy miał ją już po dziurki w nosie, a niektórzy wręcz myśleli, że ją sobie wymyśliłem, a dziewczyna jest wyimaginowana. Ale namówiłem ekipę i następnego dnia poszliśmy na ten kampus.
Delikatnie piłem (by nie być pijany gdy ją znajdę) i starałem się z naszej miejscówki wypatrzyć. Niestety było za dużo ludzi. Namówiłem raz koleżankę i kumpla by przeszli się ze mną po kampusie. Nigdzie nie było jej widać. Zaczynało się ściemniać to już poświęciłem czas grillowi, piwom. Znajomi oczywiście śmiech, że ona w ogóle nie istnieje.
Zaczęły się tańce, z ekipą oczywiście dołączyliśmy, nagle ktoś mnie stuka w ramię od tyłu. Odwracam się - ona!
Już miałem coś powiedzieć, złapać ręce by zatańczyć, cokolwiek, a tu porwały ją jej koleżanki. Jednak kontakt wzrokowy do końca tańców był cały czas.
Po tym gdy impreza się skończyła zacząłem kroczyć w jej kierunku, jednak osaczyły mnie jej koleżanki:
- To ty jesteś ten Daniel, o którym YYY tyle mówi?
- Tak to ja, a co takiego mówi?
I niestety, tutaj wkroczył mój ówczesny lokator, który był pijany jak bela i swoimi głupimi hasłami dziewczyny odstraszył, a ja już tego wieczoru jej nie spotkałem.
Ostatecznie kilka dni później na fejsie napisała mi swój numer telefonu. Chciała się spotkać w wieczór gdy był finał Ligi Mistrzów, za co chyba była zła gdy odmówiłem. Cóż.
Spotykaliśmy się około miesiąca. Happy endem historia się nie kończy ponieważ nie związaliśmy się. Ale też nie pożegnaliśmy się definitywnie. Do dziś mamy ze sobą niezły kontakt. Nawet jeśli całą tą historię rozegrała przypadkiem uważam, że jest jedną z najfajniejszych i najciekawszych historii/przygód/love story jaką przeżyłem. A na pewno najbardziej oryginalna. Ba, w Sylwestra znowu w pociągu się spotkaliśmy ;)
Kobiety boją się takiej kreatywności. Boją się inicjatywy. W tej historii mogłem kilka razy odpuścić. Mogła i ona. Jednakże przyciągał pomysł rozegrania tej znajomości, w pewien sposób niepewność, a także ciekawość jak się to skończy. Myślę, że ją przyciągały podobne odczucia. Jak i moja nietuzinkowość. Gdy napisała mi na fejsie swój numer telefonu to byłem jednym z bardziej szczęśliwych ludzi w tym momencie. Zdobyłem trofeum.
Drogie panie - nie bójcie się ryzykować. Stawiać na coś niecodziennego. Wychodzić z inicjatywą i pierwszym krokiem. A panowie - to, że kobieta jest szalenie piękna i urodziwa wcale też nie oznacza, że nie macie żadnych szans. Nie dawajmy sobie ograniczeń w głowie, jeśli boimy się ryzyka to już ponieśliśmy porażkę.
A może wy macie jakąś mega romantyczną historię? Lub przygodę? Ciekawe ile osób dotarło do końca ;)
Tweet
Cóż, ja jedną z moich przyjaciółek spotkałem na internetowych skrablach...
OdpowiedzUsuńja dotrwałam! ale tylko dlatego, że było to takie inne od Twojej codziennej - jak mniemam i mam nadzieję - maski cynizmu. w innym wypadku powiedziałabym, że rzygam tęczą i pierdzę serduszkami. ;)
OdpowiedzUsuńa historię mam, może nie podobną, ale również z serii - jakie to romantyczne, zaraz się porzygam. :)
Okej, to czekam na Twoją historię ;))
UsuńNo jest to trochę cukierkowa historia, ale jest ona moją ulubioną. Póki co.
Przeczytałam. Bardzo wciągająca historia!
OdpowiedzUsuńja teeż! chyba każdy czeka na takie pozytywne historie :))
OdpowiedzUsuńZnam tę historię na żywo z Twoich ust i pewnie zrozumiesz dlaczego najbardziej podoba mi się tekst:
OdpowiedzUsuń"- To ty jesteś ten Daniel, o którym YYY tyle mówi?
- Tak to ja, a co takiego mówi?
I niestety, tutaj wkroczył mój ówczesny lokator, który był pijany jak bela i swoimi głupimi hasłami dziewczyny odstraszył, (...)"
Jest tylko jedna osoba strasząca głupimi hasłami po pijaku :D
Doczytałam.. z zapartym tchem...brawo.takiego bloga szukaałam.. lecę wertować archiwum:)
OdpowiedzUsuńSuper historia!
OdpowiedzUsuńJednak małe 'ale' mam wrażenie, że to WY faceci boicie się kobiet wychodzących z inicjatywą. Nie lubię robić pierwszego kroku(to facet powinien się starać) ale zdarzyło mi się kilka razy wyjść z inicjatywą i co i nic,mam wrażenie, że z 2 strony albo niedowierzanie albo strach albo nie wiem co...
co z wami mężczyźni?!
m.
a, chciałaby wierzyć że takie historie to nic niecodziennego i ze dzieją się kazdego dnia w pociągach, tramwajach i parkach. szkoda że teraz kazdy łazi zamknięty w słuchawkach albo zapatrzony w telefonie i nawet uśmiechnąć się nie ma jak, bo kontaktu wzrokowego za nic się nie złapie.
OdpowiedzUsuńa dzięki Twojej doceniłam też swoją historię, bo i ja taką mam. zawierała więcej przypadku (bo w przeznaczenie nie wierzę), ale w sumie była całkiem fajna. moze nawet więcej niż całkiem :)