- Powrót do głównej »
- Lifestyle , Między ludźmi »
- Krótki przepis na szczęście
Autor : Danielski
16 grudnia 2013
Kiedyś was pytałem czy jesteście szczęśliwi. Podtrzymuję swoje zdanie, które tam zawarłem - każdy zasługuje na szczęście. Choć każdy, bez wyjątku, będzie miał inną definicję szczęścia. Niektórym wystarczy kajzerka, innym za mało będzie cała piekarnia. Dziś chcę wam dać przepis, jak te szczęście sobie zgotować.
Mój przepis jest prosty. Nawet bardzo prosty.
Mój przepis wskaże wam drogę, co zrobić, by na waszych twarzach pojawiał się uśmiech. Byście mogli powiedzieć - jestem szczęśliwy. Rozwiąże też problem pesymizmu, smutku, nostalgii.
Potrzeba głównie waszych chęci.
Od czego trzeba zacząć? Skoro to ma być przepis, to muszą być składniki.
Składniki
- dużo chęci!
- sporo motywacji,
- nieco zaangażowania,
- spora doza dystansu do siebie,
- wstawania 5 minut wcześniej niż dotychczas,
- kilogram wytrzymałości,
- tonę cierpliwości,
- szczyptę humoru,
- kapkę obserwacji,
- odrobinę odwagi.
Sposób wykonania
Przede wszystkim musisz pamiętać, że cierpliwość i chęć to nieodzowny składnik, który w całym procesie produkcji jest potrzebny. Jeśli poczujesz, że zaczyna ci go brakować - nie krępuj się go używać.
Zacznijmy jednak od początku. Zacznij wstawać 5 minut wcześniej niż zawsze to robiłeś. Podejdź do lustra i poświęć te 5 minut swojemu odbiciu. Czyli zacznij od zwiększenia swojej samooceny. Powiedz sobie - jestem zajebisty - i bądź taki. Powiedz co ci się w sobie podoba. I nie mów, że nie ma takiej rzeczy. Wyrzuć je z głowy. Zawsze coś jest. Ja sobie mówię: "dwa dni się nie goliłem i wyglądam niczym George Clooney, yeah". Ale dzień później: "wczoraj Clooney, dzisiaj św. Mikołaj - gdzie jest maszynka?, hmm, choć mam świetne rysy twarzy". Komplementuj się. Czasem jak patrzę na swoją fryzurę z rana, mam ochotę nie myć włosów, bo tak dobrze się ułożyły. A innym razem, mam ochotę iść do żuli, prosić o kanapki, bo by współczuli ziomkowi w niedoli.
I tu zgrabnie przechodzę do drugiego kroku. Użyj poczucia humoru. Śmiej się z siebie. Śmiej się do lustra. Śmiej się przy ludziach. Śmiej się z ludźmi. Nie wstydź się śmiechu!
Jeszcze zgrabniej przechodzę do kroku trzeciego. Dystans do siebie. Zdarzy się, że popełnisz faux pas, że przekręcisz coś, że będziesz w odpowiednim miejscu na żart sytuacyjny z twojej osoby. Nie bierz tego do siebie, wykorzystaj to na swoją korzyść!! Ba, bądź dumny ze swojej wpadki. Każdemu się zdarzają.
Obserwuj swój świat. Obserwuj wszystko wokoło i zbieraj z otoczenia najdrobniejsze kamyczki, które zbudują twoją piramidę szczęścia. Uwierz w sukces, miej siłę, motywację, zaangażuj się. Nie zamykaj się w świecie ograniczeń. Nic cię nie ogranicza do zdobycia szczęścia. Tylko ty sam.
Tańcz i śpiewaj. Recytuj, biegaj, rób głupie miny, dziękuj, uśmiechaj się, komplementuj także innych, bądź pomocny, uprzejmy, zarażaj innych śmiechem. Wszystko to możesz "zabrać" z otoczenia, nikogo nie zubożając. Tylko musisz chcieć być szczęśliwy.
Tylko ty możesz sprawić, że będziesz szczęśliwy. Ten przepis może jest banalny, może śmieszny. Może jest głupi i aż zbyt prosty, by działał. Może dla innych odkrywczy. Ja go realizuję od lat. I wyciągnął mnie z najgorszego dołka.
Gdy wszystko wymieszasz - nie oprzesz się szczęściu.
Jako dodatek do przepisu dorzucę pewną mądrość - wiara w sukces przyniesie sukces.
A oto przykład sprzed kilku dni.
Wychodziłem do pracy, której jeszcze nie byłem pewny, że na 100% przyjęto mnie na stałe. Wychodząc z klatki, na schodach znalazłem monetę 2 złotową. Powiedziałem sobie - na głos: "ten dzień dobrze się zaczyna, to dobry znak". Cieszyłem się i uśmiechałem (jak w przepisie - każdy powód do uśmiechu jest dobry). Okazało się, że tego dnia przyjęli mnie na stałe, a z napiwków zebrałem połowę dniówki. Pozytywne myślenie rodzi pozytywne zdarzenia.
Teraz wasza kolej by być szczęśliwym. Wasza kolej uśmiechania się. Przepis możecie zmieniać jak tylko chcecie.
Mam jednak jedną prośbę - jeśli już przejdziecie do jego realizacji - nie poddawajcie się po trzech dniach. Dajcie sobie miesiąc i wtedy zróbcie bilans czy warto było.
Kolejny wpis szykuję o złotej zasadzie rozwiązywania 99% problemów. O metodzie, która zawsze znajdzie sposób rozwiązania problemu. Chcecie?
Tweet
I jeszcze jedna wazna rzecz. PRZESTAN NARZEKAC :) mozesz plakac ze jest zle bo nie stac cie na pare markowych butow ale prawda jest taka ze fakt ze zyjemy w Polsce nie jest naszym nieszczesciem tylko szczesciem. Umiemy czytac pisac i liczyc, stac nas na to zeby zjesc cos cieplego, mieszkamy we Wspolnovie Europejskiej co daje nam poczucir bezpieczenstwa i umozliwia wyjazd z kraju bez zadnych formalnosci, mamy dostep do tv, internetu, ksiazek. Nalezymy do 20% najbogatszych ludzi swiata. Moze nie stac nas na nowe samochodzy. I jesli porownamy sie z Niemcami, Amerykanami, Francuzami to nie jest u nas fajnie. Alesam fakt ze wiemy jak zyje sie za granica naszego kraju jest juz przywilejem ktory nie wszystkim sie trafia.
OdpowiedzUsuńWarto o tym pomyslec.
TYLE
A.
Cześć, tu znowu Kasia, z poprzedniego posta ;) Jestem o rok młodsza od niego i jestem jego drugą partnerką, on moim pierwszym. uprawialiśmy seks zanim zostaliśmy parą, on zapytał czy nie chciałabym spróbować po 3 miesiącach (nie naciskałam, bo chciałam być pewna że on tego rzeczywiście chce). A to całe rozmyślanie bierze się stąd, że jego kumple to jedni wielcy bzykacze. Wiesz, jak byliśmy razem a jeszcze nie chciałam się z nim kochać, to pytali go czy nie chce next, ciągali na imprezy itd...no i oni tacy są że nawet jak im się trafi fajna dziewczyna to tego nie zauważą i po pół roku chcą inną bo im się dosłownie po prostu dziura znudziła. No a oczywiście nie każe mu zmienić towarzystwa...No i tak nie wiem co robić właśnie, bo boję się w nim zakochać jak cholera, boję się tak jak już pisałam, że ja nie będę świata poza nim widziała, przywiążę się a potem się dowiem że mnie zdradził na woodstocku czy gdzieś tam...Nie zrozum mnie źle, ja mu ufam, ale jestem też realistką, wiem że jesteśmy młodzi, że go kręcą zwierzęce instynkty. Wiem też że z tą poprzednią jak był to było długo i że jej nie kochał tylko ją pieprzył no a jego zachowanie przy niej oczywiście wskazywało na głęboką miłość. Teraz widzę to trzeźwo, ale wiem że za dwa, trzy miesiące mogę patrzeć zupełnie inaczej-mogę nie być w stanie odejść mimo że nigdy mi nie powie kocham cię, a co tu ukrywać-nie zamierzam być jak tamta, nie chcę być przedmiotem, a wtedy już pewnie tego nie wyczuję.
OdpowiedzUsuńWięc proszę Cię poradź mi, czy w jakiś sposób z nim o tym porozmawiać? (choć to zdecydowanie jest typ którego nie można płoszyć, tym bardziej że wymuszać kłamst o miłości nie zamierzam)
Jak ogólnie mam o tym myśleć, serio dać mu pobzykać i odejść póki jestem w stanie to zrobić, biorąc pod uwagę naprawdę wysokie prawdopodobieństwo, że on tego nie chce na dłuższą metę?
Czy może być najlepszą dziewczyną ever i czekać aż będzie w stanie mi sam z siebie powiedzieć, że mnie kocha?
*czy nie chciałabym spróbować być w związku, po 3 miesiącach
UsuńNie lepiej mejlowo napisać?
UsuńPrzybywam z pomysłem na felieton...
OdpowiedzUsuńOstatnio naszła mnie taka myśl: jak z punktu widzenia faceta zachowuje się "łatwa" kobieta? Czy "łatwa" to taka, która obcemu facetowi da swój numer, czy może to taka, która na pierwszej randce wyląduje z mężczyzną w łóżku? Jak to wygląda z punktu widzenia mężczyzn? Czego należy się wystrzegać, żeby nie przylgnęła łatka "łatwej", ale też żeby nie zniechęcić faceta? Wiele osób udaje niedostępne, żeby właśnie nie wyjść na zbyt łatwe, a potem żałuje, bo druga osoba rezygnuje zniechęcona brakiem zainteresowania.
Mam nadzieję, że w odpowiednim miejscu napisałam moje zapytanie.
Jeśli chodzi o powyższy felieton... Całkowicie popieram pomysł spoglądania w lustro i prawienia sobie komplementów. Każdy powód do radości jest dobry ;)